czwartek, 6 sierpnia 2009

Charków' 08

Będąc na wymianie studenckiej w Kijowie postanowiłyśmy odwiedzić nasze koleżanki ze Wschodoznawstwa przebywające na wymianie na Uniwersytecie im. Karazina w Charkowie. W tym celu kupiłyśmy bilety. Oczywiście na plackartę i oczywiście na noc, ponieważ z Kijowa do Charkowa jedzie się jakieś 10 godzin. Plackarta jest taka cudowna m.in. dlatego, że w cenę wlicza się miejsce sypialne. Drugą rzeczą za jaką kochamy plackartę to to, że tam cały wagon tętni życiem. W przeciągu kilku godzin podróży można się nabawić wielu nowych znajomości. Stałym punktem programu jest jedzenie ( kurczaków najczęściej ) oraz picie( napojów wysokoprocentowych raczej ). Tym razem, mimo dużych chęci, zabawę odłożyłyśmy na drugi plan, ze względu na czekający na nas napięty harmonogram kolejnych paru dni.



Gdy dotarłyśmy na miejsce miałyśmy okazję pozachwycać się charkowskim dworcem kolejowym i już w tym miejscu da się zauważyć, że Charków jest najbardziej socjalistycznym miastem Ukrainy. Na marginesie: dworzec standardowo wschodni, czyli piękny, monumentalny i wspaniały, prawdziwa wizytówka miasta dla przyjezdnych.

Nasze koleżanki, po kilku minutach czekania, zjawiły się i następnie przejechałyśmy razem długą trasę tramwajem, który był tak stary, że spokojnie mógłby robić za eksponat w muzeum. To co udało nam się zaobserwować w trakcie tej przejażdżki to to, że Charków jest brzydszy niż Kijów i że tutaj bardziej widoczne są oznaki jesieni, taka polska złota jesień na Ukrainie. W tramwaju dostałam jeszcze telefon z Kijowa od naszych kolegów z uniwersytetu z zapytaniem czy będziemy na zajęciach, a my najnormalniej w świecie zrobiłyśmy sobie waksy (* wagary).

Ulokowałyśmy się u dziewczyn w akademiku. Tutaj należy przyznać się do popełnionego przestępstwa z naszej strony. Aby mieć nocleg posunęłyśmy się do haniebnego czynu, a mianowicie przekupstwa, czy też łapówkarstwa: dałyśmy pani " wahtiorszy" czekoladę i parę hrywien ( chyba z 10 ich było ). Tak to się tutaj niestety załatwia.





Później pojechałyśmy na uniwersytet, gościnnie na zajęcia z filozofii. Kolejną różnicą z Kijowem jest to, że tutaj, mimo obowiązku wykładania w języku ukraińskim, zajęcia odbywają się po rosyjsku.



Po wykładzie poznałyśmy paru ukraińskich kolegów dziewczyn. Jeden nawet postanowił nam towarzyszyć w naszym zwiedzaniu. Poszliśmy na sławny Plac Swobody, który oprócz pomnika Lenina słynie z tego, że jest drugim pod względem wielkości placem na świecie. Dalej przeszłyśmy przez park do równie znanego pomnika Tarasa Szewczenki, podobno najładniejszego na Ukrainie, ale jak dla mnie ten we Lwowie też jest niczego sobie.

Wieczorami musiałyśmy poplotkować z koleżankami, rzecz jasna najlepiej rozmawia się przy wódce;)





Kolejny dzień, z racji poprzedniego zakrapianego wieczoru, nie mógł być zbyt aktywny. O ile mnie pamięć nie myli poszłyśmy na spacer gdzie główną atrakcją był stadion, parczek z fontanną i jakaś bajeczna cerkiew. I to byłoby na tyle z charkowskiej podróży.

Paulinka

Spostrzeżenia z Charkowa:
  • tutaj mówi się w większości po rosyjsku
  • Charków zdaje się mieć kompleksy względem Kijowa, bardzo często wspomina się tutaj fakt, że Charków był stolicą Ukrainy ( Radzieckiej)
  • dostrzegam silne tendencje nacjonalistyczne
  • mają dziwne podejście do pomników Lenina, koleżanki były zapytane czy u nas też jest ich tak dużo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz