piątek, 13 lutego 2009

Moskwa'07

Co ja tutaj robie?

Jestem na Międzynarodowym Letnim Kursie Językiem Rosyjskiego w Moskwie. Spokojnie to tylko brzmi tak poważnie. W rzeczywistości Państwowy Insytut Języka Rosyjskiego im Puszkina nie wymaga od studenta obecności na zajęciach, a dyplom ukończenia kursu wystawią. Ja mimo wszystko na zajęcia skrupulatnie uczęszczałam. I nie dlatego, że prowadził je bosko uroczy lektor imieniem Matwiej, a po to, że już płace to wymagam i nauczyć się czegoś chcę. Zajęcia zresztą były bardzo interesujące. W gwoli ścisłości odbywały się one trzy razy w tygodniu, od poniedziałku do piątku z wyjątkiem środy kiedy to insytut organizował dla nas wycieczki. Także czas na zwiedzanie Moskwy był w sobotę, niedzielę oraz popołudniami po zajęciach. A, że Mokwa mała w swoich rozmiarach nie jest to często nasze wyprawy do centrum kończyły dość szybko, czego wynikiem była prosta ludzka słabość- zmęczenie. Coby się troszkę usprawiedliwić, mięczekiem nie jestem, to droga taka długa była. Do najbliższej stacji metra miałyśmy 20 min na piechotę i to na przełaj w krzaczory, czyli przez blokowisko.



Pociąg 29.07.2007

Pociąg relacji Warszawa Centralnaà Moskwa odjedzie z peronu… i odjechał, a my już jesteśmy w trasie. Będziemy jechać przez Białoruś. Ale zanim gdziekolwiek dojedziemy musimy przejść przez ruskiego cerbera . Mam na myśli panie konduktorki rosyjskiej narodowości. Pomyślcie jaki to był szok słysząc po raz pierwszy język rosyjski, wydobywający się z innych narządów głosowych niż mojej lektorki. Jak zapisałam w magicznym kajeciku z podróży „ … przywitały nas prawdziwe, z krwi i kości Rosjanki , pierwsze BOOM … mówią do ciebie tylko po rosyjsku, polskiego ni w ząb”. Heh no musiałam być przejęta , przeżywam jak mrówka okres i to „BOOM ” heh, sama z siebie się śmieję, ale przecież to był początek mojej wielkiej przygody ze Wschodem. Panie okazały się bardzo w porząsiu. Jeszcze większych wrażeń dostarczyło nam przejście graniczne, najpierw w Terespolu z kontrola paszportową, a później w Brześciu, gdzie odbył się słynny rytuał podnoszenia pociągu na 2 metry do góry i zmiana podwozia, aby dostosować je do innej szerokości torów na wschodniej ziemi. No powiem, że fajnie było, nawet udało mi się zrobić unikatowe zdjęcie, kiedy nasze koła odjeżdżają. Generalnie robić tego, drogie dzieci, nie wolno, ponieważ jak tylko groźni panowie z obsługi zobaczą flesze aparatów, to w najlepszym wypadku pogrożą palcem, a nie chcę wiedzieć, co zrobią w najgorszym. Kolejną atrakcją pociągową jest to, że tzw. Babuszki wskakują na postojach do pociągów i pragną cię, za drobną opłatą, obdarować najróżniejszymi rzeczami mającymi przydać się w podróży, od jedzenia zaczynając na alkoholu kończąc. Ahh przedsiębiorczy ci ludzie.




Перекросток


To było nasze życie, nasze utrzymanie i przetrwanie. No może troszkę przesadziłam, to tylko sklep, w którym robiłyśmy zakupy pierwszej ( i drugiej, trzeciej, itd.) potrzeby. Dla obcokrajowca słabo znającego język tubylców, zbawieniem jest sklep samoobsługowy. Działa to bardzo prosto. Wchodzisz. Oglądasz produkt, sprawdzasz cenę . Podoba się – bierzesz, nie podoba się- odkładasz. Nikt cię nie pogania. Podchodzisz do kasy. Nie musisz nawet nic mówić, bo Rosjanie ichniejsze спасибо ( dziękuję) nie używają zbyt często, tłumacząc, że jak już to magiczne słowo wypowiadają to z głębi serca, a po co nieznanej ekspedientce okazywać tyle uczuć. Zatem przy kasie cudzoziemiec nie musi chwalić się swoim obcym akcentem, podaje pieniądze, zabiera resztę, paragon i zakupy. Jak chce to pożegna się i pójdzie. Tyle kontaktu.

Druga rzecz związana z tym sklepem i z całą Moskwą ,jak mniemam, to znaczna liczba imigrantów, najczęściej pochodzących z Kaukazu. Ci, moim skromnym zdaniem, mają najgorzej, ponieważ idzie poznać od razu, że nie jest Rosjaninem. No bo jak do Moskwy wpada Polak, albo inna słowiańska piękność, to dopóki się nie odezwie, nikt nie podejrzewa, że obcy. I dlatego mają najgorzej, ze wszechobecna milicja , czatująca na potencjalne ofiary korupcji, takich właśnie wyłapuje z ulicy i legitymuje. A jak nie masz paszportu, karty migracyjnej albo miejsca zameldowania, to wierzcie mi nie jest dobrze oj nie jest. Oprócz tego, że są często obiektem pracy milicji to jeszcze zajmują najniższy szczebel drabiny społecznej . Wykonują niefajną pracę, za niewielkie pieniądze , której nie podjąłby się żaden Rusek. Ludzie odnoszą się do nich z pogardą. Dla porównania tak jak my do Cyganów, z tą różnicą, że oni pracują uczciwie.


Plac Czerwony

Było to miejsce odwiedzane przez nas wiele razy. Kiedy padało i kiedy świeciło słońce. Z czasem nawet miałyśmy już wyrobiony skrót.O tym, że robi wrażenie to chyba nie trzeba mówić. Wciąż obecną historię odczuwa się nie tylko dzięki temu, że jest tam Muzeum Historyczne, zabytkowe mury i wieże Kremla, Mauzoleum Lenina czy Chram. Myślę, że to kostka brukowa jest przesiąknęta historia tego placu. W powietrzu czuje się krew z upadających głów, odciętych gilotyną pracującą z rozkazu Katarzyny II . Każdy przemarsz defilady. Każdy krok przodownika pracy. Cały duch Mateczki Rosji zgromadził się w tym jednym punkcie.





коломеньское 1.08.2007

Nasz wspaniały instytut zorganizował nam wypad za miasto. Pojechaliśmy do kompleksu posiadłości carewiczów. Generalnie jest to ogromny park, z kilkoma cerkwiami, z soborem oraz częścią mieszkalną. Powiem tyle, że wypas tam mieli. A miejsce to jest świetne. Jest znakomity strategicznie punkt. Oddalony od Moskwy, ale z widokiem tarasowym na centrum miasta i na Kreml. Także jak car czuł się zagrożony, że ktoś będzie chciał zrobić mu coś niedobrego, to sobie jechał i się chował właśnie tam, albo jak mu się nie chciało pracować na Kremlu to też sobie tam jechał, co by sobie poodpoczywać. I tak wszystko widział z tarasu wiec to przecież prawie jakby był w mieście ;)




Metro 5.08.2007


Ten cud techniki jest ekstra. Metro moskiewskie ma 10 ( już może 11) linii. Jedna linia „ okrężna ” łączy wszystkie linie. Słynie głównie ze swoich wspaniałych stacji. Rzeczywiście architektonicznie są piękne. Oprócz tego jest ono rozbudowane na całe długości i szerokości miasta, dlatego jest głównym środkiem transportu. Jeździ w godzinach szczytu co minutę. Jest bardzo szybkie. Nawet do tego stopnia, że jak ma zamiar odjechać ze stacji to sobie po prostu zatrzaskuje drzwi i odjeżdża. Ale martwić się nie ma co, za chwilkę przyjedzie następne, uważać tylko trzeba żeby połowa ciebie nie została w wagonie. No i tłum. Obłęd istny. Ludzi bardzo dużo, wszyscy się spieszą niemiłosiernie jakby wciąż żywność była w sklepach na kartki i chcieliby się szybko ustawić w kolejkę. Dlatego na schodach elektrycznych można spotkać się z pewnego rodzaju wyprzedzaniem jak podczas wyścigu Formuły 1. Najczęściej, jeżeli nie ma akurat zbyt dużej liczby ludzi, to wszyscy stają po jednej stronie schodów, tak aby zostawić druga stronę wolna, udostępniając tym samym swobodny sprint tym, którzy tego sobie życzą.

Któregoś dnia zrobiłyśmy sobie edukacyjną wycieczkę po wszystkich stacjach okrężnej linii, wysiadając na każdej stacji. Proszę się nie śmiać, chciałyśmy sobie pozwiedzać metro, no bo bardzo ładne jest;) zresztą nie tylko my na taki genialny pomysł wpadłyśmy. Naszymi śladami podążała wycieczka starych Hiszpanów





Piotr I Wielki 10.08.2007

Po zajęciach poszłyśmy sobie na przechadzkę. Nie chciałyśmy się zbytnio zmęczyć dlatego miałyśmy jeden cel, taki maleńki, a mianowicie pomnik Piotra I. w tym celu udałyśmy się nad rzekę Moskwę. Pomnik no fajny fajny tylko, że akurat z ten perspektywy widziałyśmy go od przysłowiowego tylca. Hmmm no trudno fajnie, że w ogóle coś zobaczyłyśmy bo pomnik godny jest zobaczenie. Taki monumentalny, wrażenie robi. Rzeka Moskwa w tym fragmencie też ekstra. Idąc sobie tak idąc wzdłuż brzegi napotkałyśmy niejaką Alonkę. Była to mała dziewczynka. Z dużymi czarnymi oczkami, jak węgiel. Usteczka miała czerwone, a rumiane policzki dodawały jej jeszcze więcej uroku. Brązowe, proste włosy wychodziły jej w nieładzie z chusty przewiązanej przez głowę. Od razu zwróciłyśmy uwagę na rodzaj chusty, była jakby zaprzeszła, rodem z innej epoki. Przypominała mi te chusty, które nosiły nasze babki, ale te z Kresów, zza Buga . Dziewczynka zaprowadziła nas tam skąd pochodzi. I tak doszłyśmy do fabryki czekolady, która Alonką się zowie.




Kolejka do Lenina jak za mięsem w PRL-u 11.08 2007


Wiadomo, że Lenin jaki był taki był ale byle kim to on nie jest. Dlatego pełne poświęcenie się należy. Wstałyśmy wcześnie rano, oj wcześnie. Godzinę przed otwarciem bramek do kolejki, już się w niej usadowiłyśmy. Było zimno, było głodno, było śpiąco, ale w końcu znalazłyśmy się za kolejką, już tylko metry dzieliły nas od niego. Wchodzimy a tam ciemno jak wiadomo gdzie . Oprócz egipskich ciemności przywitali nas panowie w mundurach z kałaszami. Można sobie wyobrazić, że do milusich to oni się nie wliczali. Za to byli nad wyraz poważni. Troszkę im się nie dziwie, ale ze oni tak sługo wytrzymują, to ja nie wiem jak. No ale dobra idę sobie idę, chociaż nic nie widzę i tylko czekam aż się potknę o coś . Weszłam. Patrzę, idąc cały czas oczywiście, bo ci panowie mający nas na muszce, ponaglają nas jakby chcieli nas zagonić do pociągu relacji Mauzoleum Lenina à Kamczatka. Co zobaczyłam. Ano, wyglądał jak Lenin, no jak w mordę strzelił to on, ale dlaczego on pękał. Zawiało mi jakąś propagandową ściemą, w kajeciku z podróży zanotowała moje obawy co do jego nierealności. Sama nie wiem, prawdziwego czy nie, wodza widziałam? Widziałam!

Przy okazji jak już jesteśmy tak blisko historii to poszłyśmy do Muzeum Historycznego. Jak to muzeum jest duże, znajdują się w nim eksponaty, liczne, nie zawsze interesujące. Do miłośników wszelkich kilkunastogodzinnych przechadzek po muzeach wszelkiej maści, to ja nie jestem, ale na tyle na ile mnie pamięć nie zawodzi, to to muzeum jest świetne. Szczególnie sala z historią radziecką.




Cmentarz przy Monastyrze Nowodziewiczym 12.08.2007

Już drugi raz próbujemy się tam dostać. A wejść musimy. Monastyr jak monastyr sobie myślę, jadąc metrem. Zapewne fajny. Podobał mi się z tego względu, ze było to moje pierwsze spotkanie z budowlą prawosławną. Po raz pierwszy weszłam do cerkwi. Oczywiście przestrzegając wszystkich rygorystycznych zasad. Jako, że szanuję tradycję to założyłam długą spódnicę, bluzkę z zakrytymi ramionami i chustę na głowę. Tak tradycyjnie powinno się wchodzić do każdej cerkwi. Z żalem muszę stwierdzić, ze nie wszyscy tego przestrzegają i bycie turystą tutaj nie powinno być motywem do wyjątku.

Następnym punktem dzisiejszej wycieczki jest znany na całym świecie Uniwersytet w Moskwie ( МГУ) przypomina mi troszkę amerykańskie szkoły pełne zieleni, ale generalnie jest boski. I to nic, że jest wierną kopia naszego Pałacu Kultury w Warszawie :P

Naprzeciwko uniwersytetu jest tzw. Worobliowe wzgórze, z widokiem na Łużniki, czyli stadion olimpijki, gdzie znajduje się siedziba mojego ulubionego klubu Spartaka Moskwy. I ja tam byłam!






Парк победы ( Park zwycięstwa) 13.08.2007

Przyznam się bez bicie, że jest to jedno z moich ulubionych miejsc, jak nie ulubione, w Moskwie. Lubię je za dnia, a nocą jeszcze bardziej. Jest olbrzymi. Po prostu wielki i śliczny. Nocą fontanny podświetlane są na czerwono, co daje jedyny w swoim rodzaju efekt, płynącej bez przerwy, krwi . Aż brak mi słów, żeby to opisać.




Park zapomnianych pomników 16.08.2007

Wybrałyśmy się dzisiejszego dnia na Bulwar Ukraińskim, niedaleko hotelu „ Ukraina”. Właśnie bulwar. Jest to uliczka dla pieszych, dzieląca ulicę z ruchem drogowym. Bulwary zawsze mają specyficzny układ. Są oddzielone od ulicy niskim metalowym płotkiem. Po środku znajduje się deptak, a po obu stronach są ławeczki do siedzenia, za którymi rosną drzewa. Na początku, w połowie lub na końcu stoi pomnik kogoś, kto jest związany z tym miejscem. Daje poszłyśmy zobaczyć Park Kultury i Rozrywki, ale nie skusiłyśmy się na wejście do środka. Poszłyśmy zatem do innego parku, a mianowicie parku, gdzie znajdują się pomniki, które wcześniej były rozmieszczone na terenie miasta a teraz z różnych względów nie są.

Kreml 18.08.2007

Nie będę ukrywać, że poszłyśmy tam z dużą nadzieją na to, że zobaczymy Putina. Nie udało się ale to nic. Widziałyśmy za to wielu innych tajniaków w samochodach z przyciemnianymi szybami. Na Kreml też się ciężko dostać, bo jest bardzo dużo turystów no i swoje w kolejce trzeba wystać. Ale warto, ponieważ Krem to w końcu serce Moskwy;) my miałyśmy takiego farta, że akurat trafiłyśmy na defiladę. Bardzo miła niespodzianka.





Paulinka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz